środa, 19 czerwca 2013

Rozdział 6

~Avalon~

Obudziły mnie promienie słońca na twarzy. Nie otwierając oczu, przeciągnęłam się i ziewnęłam. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Nagle mnie olśniło. Poderwałam się  i spojrzałam na zegarek. 14.05. Kurde.
Wybiegłam  z łóżka i spojrzałam w lustro. Świetnie, jak zwykle z rana... No, ale cóż teraz nic z tym nie zrobię. Usłyszałam jeszcze jeden dźwięk dzwonka. Westchnęłam i otworzyłam drzwi.
Zastałam tam uśmiechniętego Harrego z szarym, papierowym opakowaniem z logiem Starbucksa.
-Coś sądziłem, że zaśpisz-poszerzył swój uśmiech.-Więc książę przywiózł księżniczce posiłek do domu.
Uśmiechnęłam się.
-Właź, kochany głupku.
-Ładna piżama-posłał mi czarujący-jak zawsze z resztą-uśmiech.
-Dziękuję bardzo. Rozgość się, a ja wezmę tylko szybki prysznic, ok?
-Jak sobie życzysz, księżniczko.
-Nie mów tak na mnie!
-Będę!-pokazał mi język.-Zmuś mnie, żebym nie mówił.
-Pożałujesz!-udałam gniew i podeszłam do chłopaka. Zaczęłam go łaskotać. Przez chwilę nie mógł nic zrobić i po prostu się śmiał. Po chwili jednak przerzucił mnie przez ramię.
-Puść mnie! -krzyknęłam przez śmiech. Próbowałam się wyrwać. Musiało to wyglądać dość zabawnie. Machałam rękami i nogami w każdą możliwą stronę. Harry w końcu mnie opuścił. Spojrzał mi w oczy i zaczął zbliżać swoją twarz do mojej. Gdy znajdował się dosłownie centymetr ode mnie pocałowałam go w nos i odsunęłam.
-Księżniczka idzie się kąpać, księciuniu-powiedziałam uwalniając się z jego objęć.
Chłopak zaśmiał się pod nosem. Wyszłam z kuchni i skierowałam się w stronę łazienki. Zamknęłam drzwi i zsunęłam z siebie piżamę. Po chwili czułam już jak ciepłe strumienie wody mnie przytulają. 
W głowie miałam mnóstwo myśli. Znamy się niecałe 2 dni, a czuję jakby to była wieczność. Traktuję go jak przyjaciela, a może kogoś więcej? Wyszłam spod prysznica i owinęłam się ręcznikiem. Nagle zdałam sobie sprawę z mojej gafy. Nie wzięłam ze sobą ubrań. Super. Poprawiłam ręcznik i otworzyłam drzwi od łazienki. Rozejrzałam się. Ani śladu po Harrym. Po cichu skierowałam się ku mojej sypialni. Weszłam do pokoju i o dziwo było w nim pusto. Otworzyłam szafę w poszukiwaniu ciuchów. 
-Jesteś pierwszą dziewczyną, która tak szybko się przede mną rozebrała-usłyszałam znajomy głos i podskoczyłam w miejscu. Odwróciłam się ku chłopakowi. Zobaczyłam uśmiechającego się go w moją stronę. Poczułam jak na moje policzki wkrada się czerwona barwa. Pokazał ręką na drzwi. Chłopak zrobił smutną minę. Próbowałam zachować stanowczość, ale jego mina mi nie pozwala. Zaśmiałam się, ale nadal trzymałam dłoń w kierunku wyjścia.
-No dobra-odpowiedział zmarnowany i wyszedł z pokoju, jednak na chwilę wrócił-Jakbyś potrzebowała pomocy, to wiesz...
-Wariat-pokiwałam głową i zamknęłam drzwi. Wysuszyłam włosy i ubrałam się. Usta przejechałam czerwoną szminką, a rzęsy czarną maskarą. Gdy byłam gotowa powróciłam do kuchni, gdzie czekał już na mnie Harry. Wyjął z opakowania 2 plastikowe kubki z logiem Starbucksa i 2 kanapki z kurczakiem.
-Jaka to kawa?-spytałam.
-Caramel Machiatto. Moja ulubiona-uśmiechnął się i podał mi napój.
-Moja też!-odpowiedziałam i pociągnęłam łyk kawy, która była już letnia.-Dziękuję.
-Wszystko dla ciebie, księżniczko-uśmiechnął się. Na mojej twarzy pojawiły się rumieńce. Nie umiałam się jeszcze przyzwyczaić do nowej ''ksywki''. Spojrzałam w ziemie, byle tylko nie patrzeć na jego piękne, wlepiające się we mnie, zielone oczy. Chłopak zaśmiał się pod nosem.
-Nie musisz się rumienić, to tylko ja, ale powiem ci, że całkiem słodko wyglądasz-ukazał szereg swoich zębów i zaczął zajadać. Usiadłam koło niego i sięgnęłam po swoją kanapkę.
-Mmm, pyszna-powiedziałam z pełną buzią.
-Cóż za gracja-zaśmiał się, na co dostał ode mnie kuksańca w ramię.-Często je kupuję.
Popiliśmy nasz posiłek kawą. Sięgnęłam po torebkę.
-To ile jestem dłużna?
-Księżniczki nie płacą za siebie.
-Weź przestań, ile mam ci dać?
-Nie chcę twoich pieniędzy.
-To co chcesz?
-Nie powiem co chciałabym od ciebie, bo to nie wypada-zaśmiał się, a na moje policzkach znowu pojawił się czerwony kolor. Wyrzuciliśmy pozostałości po posiłku do kosza. Usłyszałam dźwięk wiadomości z mojego telefonu. Sięgnęłam po niego i kliknęłam ''otwórz''.

Spojrzałam na zegarek. Żłobek jest za parkiem. Chętnie się przejdę.


Schowałam telefon do torebki.
-Co powiesz na spacer?-zwróciłam się do Harrego.
-Z tobą, zawsze-uśmiechnął się.
Wsunęłam na moje nogi nike i sięgnęłam po moją torbę. Zamknęłam drzwi i wyszliśmy z apartamentu.

~Zoe~

Schowałam telefon do torebki. Rozejrzałam się wokół, czy Avalon wyszła już z mieszkania. Zobaczyłam, że właśnie wychodzi z Harrym. Poczekałam, aż oddalą się na odpowiednią odległość i przyszłam w kierunku drzwi. Spytacie się po to, to wszystko? Cóż, wcale nie mam nocnej zmiany. Tak naprawdę Ava ma dziś urodziny! Jest tak zabiegana i zapatrzona w Harrego, że na pewno nie pamięta. Ale ja tak. Dzisiaj będzie miała dziewiętnaste urodziny! Wynajęłam już klub. Poprosiłam Hazzę, żeby trochę ją przytrzymał. Przekręciłam klucz w drzwiach i weszłam do środka. Od razu powędrowałam ku łazience. Zdjęłam z siebie wszystkie rzeczy i szybko się umyłam. Poszłam do swojego pokoju i wyjęłam z szafy przygotowane już wcześniej ciuchy. Ubrana już spojrzałam na zegarek, 15.55. Sięgnęłam po telefon i wybrałam Ava. Po kilku sygnałach odebrała.
-Halo?
-Ava, zmiana planów. Już odebrałam Amy, ale musimy się spotkać.
-Oh, coś się stało?
-Nie, nie, ale chciałam z tobą porozmawiać. Przyjechałabyś do ParadiseClub za jakąś godzinkę?
-Jasne, tylko gdzie to jest? Czekaj, a ty nie masz teraz zmiany?
-Wyślę ci sms'a...A i nie śpiesz się, bo właśnie udało mi się urwać z nocnej zmiany więc będę za godzinę na miejscu.
-Ok, to do potem.
Rozłączyłyśmy się. Uśmiechnęłam się. W ogóle się niczego nie spodziewa. Zakluczyłam drzwi i udałam się do klubu.

~Avalon~

-Coś się stało?-spytał Harry, kiedy chowałam telefon do torby.
-Masz jeszcze godzinkę wolną?-spytałam z nadzieją.
-Pewnie-uśmiechnął się.
-Może pójdziemy na lody?
-Zależy jakie, księżniczko-wyszczerzył się.
-Zboczeniec-walnęłam go lekko w ramię.
Ała-udał, że go boli i zaczął pocierać miejsce uderzenia.-Chodziło mi czy śmietankowe czy czekoladowe!
-Mhm-odpowiedziałam udając, że mu wierzę.-Za rogiem jest dobra lodziarnia.

-Poproszę 2 gałki truskawkowych- powiedziałam do chłopaka w mniej więcej moim wieku.
-A ja dwie mango-dopowiedział Harry.
Chłopak podał nam zamówienie i się uśmiechnął.
-8 funtów.
Sięgnęłam po torebki po portfel, jednak mnie wyprzedził. Podał chłopakowi 20 funtów.
-Reszta dla ciebie-chłopak się uśmiechnął i podziękował.
Odeszliśmy od kasy.
-Wiesz, że mogłam za to zapłacić?-spytałam.
-Wiem, ale chciałem cię wyręczyć.
Usiedliśmy na fontannie i zaczęliśmy zajadać.
-Przepraszam-podeszła do nas dziewczynka, która wyglądała może na 10 lat.-Mogłabym prosić o autograf?
Spojrzałam na Harrego. Uśmiechnął się.
-Pewnie, jak masz na imię?
-Meg-wybełkotała, a Loczek podpisał zeszyt.
-Mogłabym jeszcze prosić o zdjęcie?-wyjąkała.
-Oczywiście, słońce-spojrzałam na dziewczynkę. Naprawdę była szczęśliwa. Jej uśmiech spowodował, że sama się uśmiechnęłam.Zrobili zdjęcie i dziewczynka przytuliła Harrego.
-Kocham cię-powiedziała.
-Ja ciebie też-odpowiedział. Z oczu małej Meg popłynęła łza.
-Dziękuję-powiedziała przez łzy.
-Nie płacz-uspokoił ją i przytulił ją jeszcze bardziej.
Dziewczynka oderwała się od Harrego, uśmiechnęła się lekko i szepnęła ''dziękuję'', a potem odeszła.
-Wow-powiedziałam. Kąciki ust Loczka lekko się uniosły. Dalej siedzieliśmy w ciszy.
-Ile czasu jeszcze nam zostało?
-30 minut, a co?-odpowiedziałam chowając telefon do torebki.
-Nic...Strasznie tu gorąco...
-Czy ty coś...
Nie zdążyłam bo Harry wziął mnie na ręce i rzucił prosto to fontanny. Wynurzyłam się lekko w szoku. I z udawaną złością szłam do wyraźnie rozbawionego Loczka. 
-Oj ty!
Zaczęliśmy obiegać fontannę na około. Ludzie patrzyli się na nas jak na jakiś wariatów. W końcu złapałam Harrego. 
-No to się przytul! -podeszłam do niego i mocno przycisnęłam do siebie, pozostawiając mokre ślady na jego koszulce. Dostrzegłam jego bardzo dobrze zbudowaną klatę, która prześwitywała przez namoczony materiał. Przygryzłam wargę i zapatrzona widokiem nie zwróciłam uwagi, kiedy znowu znalazłam się w fontannie, ale tym razem z Harrym. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Spojrzeliśmy sobie w oczy i nagle śmiech ustał. Boże jego zielone oczy... Zaczął się ku mnie przybliżać. Tym razem nie udało mi się oprzeć. Chciałam tego. Znajdowaliśmy się już centymetr od siebie.
-Co to jest? Wyłazić mi z tej fontanny! -usłyszałam dość gniewny głos. Na serio? W TAKIM momencie?!
Obróciłam głowę w lewo i zobaczyłam mężczyznę wyglądającego może na około 50 lat.
-Co się tak gapicie, wyno... Ty jesteś Harry Styles?!
Wyszliśmy z fontanny. Woda ciekła po nas i spływała na ziemie strumieniami.
-Tak to ja-odpowiedział. Nawet cały mokry w roztargnionych włosach wyglądał pięknie, o sobie nie mogłam tego powiedzieć. Obejrzałam swoje odbicie w szybie sklepu. Rozmazany makijaż, a ciuchy wyglądały jak worki na ziemniaki.
-Możemy iść-uśmiechnął się Styles wyrywając mnie z przemyśleń.
-Już?
-Tak, strażnik był całkiem miły.
Szybko doszliśmy do domu. Spojrzałam na zegarek za 5 minut siedemnasta. Świetnie.
-Boże znowu się spóźnię. A muszę się jeszcze wykąpać i ubrać.
-Spokojnie, zadzwonię do Zoe.
-Uff, dzięki. Teraz pozostaje mi już tylko w co się ubiorę.
-Byłem kiedyś w tym klubie, raczej elegancko. 
-Ok, dzięki-uśmiechnęłam się. -A ty w co się ubierzesz? 
-Mam w samochodzie coś na przebranie.
-Ok.
Tym razem wzięłam rzeczy, które mogę ubrać z pokoju.
Szybko wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy i ubrałam się. Pomalowałam się, gdyż z mojego wcześniejszego makijażu nic nie zostało. Wyszłam z łazienki gotowa do wyjścia. Od razu spotkałam się ze wzrokiem Harrego ubranego w białą koszulę i czarne rurki. Wyglądał naprawdę przystojnie. Jak zawsze.
-Wow-wybełkotał i otworzył szeroko usta.
-Może być? Nie sądzisz, że za elegancko?
-Jest naprawdę dobrze-uśmiechnął się i zbliżył się ku mnie-Pięknie wyglądasz-szepnął mi na ucho i pocałował mój policzek. Stałam lekko wryta.
-Idziesz? I tak już jesteśmy spóźnieni-ukazał szereg swoich idealnie białych zębów i podał mi dłoń. Niepewnie ją chwyciłam.
-Na pewno to nie kłopot, że mnie zawieziesz? -spytałam, gdy pomagał mi wejść do jego auta.
-Nigdy nie będziesz dla mnie kłopotem.
Usiadł po stronie kierowcy. 
-Wiesz, gdzie to jest, tak?
-Tak, nie martw się. Zaraz będziemy.
Faktycznie, bardzo szybko znaleźliśmy się pod luksusowym klubem. Czemu Zoe chciała się spotkać, akurat w klubie? Nigdy nie lubiła takich miejsc. Gdy chciałam wyjść, ktoś (czyt.Harry) mnie uprzedził. Otworzył mi drzwi i pomógł wyjść. 
-Dzięki-uśmiechnęłam się lekko i założyłam pasemko moich włosów za ucho.
Weszliśmy do klubu. Było pusto. Spojrzałam na zegarek. 18.37. Jest sobota, wieczór i jeden z najlepszych klubów w Londynie jest pusty... Coś tu nie gra. Słyszałam muzykę. Ale była stłumiona. Popatrzyłam zdziwiona na Harrego. On się uśmiechnął i złapał mnie za rękę. Otworzył przed nami metalowe drzwi, których wcześniej nie zauważyłam. 
-NIESPODZIANKA!-usłyszałam od tłumu ludzi.
Sala była pełna moich znajomych. Dostrzegłam w tłumie Zoe i Ian'a! Nagle mnie olśniło, przecież ja mam dzisiaj urodziny! Boże, jak ja mogłam zapomnieć? Uśmiech pojawił się na mojej twarzy i za nic nie chciał zejść. Popatrzyłam na równie uśmiechającego się Harrego.
-Wszystkiego najlepszego, księżniczko.
Wróciłam wzrokiem na salę. Była świetnie ozdobiona. Trochę w stylu retro. Wszędzie był kolor czerwony, mój ulubiony. Zaczęła się właśnie jedna z moich ukochanych piosenek, Bruno Mars Treasure.
Podbiegłam do Zoe i rzuciłam się jej na szyję.
-Kocham cię-powiedziałam nie puszczając przyjaciółki.
-Kochaj,kochaj ale nie ściskaj mnie tak mocno, bo nie mogę oddychać!-zaśmiała się.
-Przepraszam-powiedziałam i rzuciłam się na Ian'a.
-Co tam siostrzyczko?
-Boże, nawet nie wiesz jak się stęskniłam!
-Ja bardziej!
Trwaliśmy jeszcze chwilę w uścisku.
-To co? Tańczymy!-krzyknęłam i jak powiedziałam tak zrobiłam.
Wszyscy do mnie podchodzili i życzyli wszystkiego najlepszego. Byli nawet znajomi z liceum. Nie wiem jak Zoe to zorganizowała. Po kilku przetańczonych piosenkach i kilku kolejkach poczułam się już zupełnie rozluźniona. Zdjęłam szpilki, które bardzo mi wadziły. Zaczęłam rozglądać się za Harrym. Nie widziałam go. Nagle dostrzegłam burzę loków. Stał i wpatrywał się we mnie. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, oboje się uśmiechnęliśmy. Zaczęłam iść w jego kierunku, gdy nagle ktoś złapał mnie za ramię. Postawiono mnie na scenie. Nie wiedziałam za bardzo co się dzieję.
Po chwili muzyka się ściszyła, a wszyscy zaczęli śpiewać ''happy birthday''. Uśmiech nadal nie schodził z mojej twarzy. Poleciała nawet łza. Po chwili wniesiony został ogromny tort z napisem ''Ava to hot dziewiętnastolatka!'' a obok widniał mój znak charakterystyczny, czyli melonik. Zakryłam usta dłonią i zaczęłam się śmiać. Pomyślałam życzenie i zdmuchnęłam świeczki. Chciałam, żeby zawsze było tak pięknie jak dzisiaj. Wszyscy zaczęli klaskać. Chciałam zejść, jednak Zoe mnie powstrzymała.
-Harry ma dla ciebie prezent-uśmiechnęła się.
W tym momencie podszedł do mnie Loczek i złapał mnie za rękę. Skinął głową żebym usiadła koło niego, a on natomiast zajął miejsce przy fortepianie, który stał na scenie. Zaczął grać.


Now you were standing there right in front of me
I hold on, it's getting harder to breath
All of a sudden these lights are blinding me
I never noticed how bright they would be 

Spojrzał prosto w moje oczy nie przerywając. Pierwszy raz słyszałam jak śpiewa. To było coś niesamowitego.


I saw in the corner there is a photograph
No doubt in my mind it's a picture of you
It lies there alone on its bed of broken glass
This bed was never made for two

Uśmiechnęłam się, na co jego kąciki ust również uniosły się ku górze.


I'll keep my eyes wide open
I'll keep my arms wide open

Mrugnął do mnie, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce.


Don't let me
Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone

Śpiewał wprost nieziemsko. Mimo, że było ponad 50 osób, czułam się jakby byliśmy tylko we dwoje.


Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone


I promise one day that I'll bring you back a star
I caught one and it burned a hole in my hand oh
Seems like these days I watch you from afar
Just trying to make you understand
I'll keep my eyes wide open yeah


Don't let me
Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of feeling alone
 ~~
Don't let me
Don't let me go
'Cause I'm tired of sleeping alone

Skończył i spojrzał na mnie. Z moich policzków zaczęły lecieć łzy. To było po prostu piękne. Nie spodziewałam się takiego prezentu. Usłyszałam gromkie brawa.
-Wszystkiego najlepszego-szepnął. Po tych słowach nie umiałam się powstrzymać. Dosłownie wpiłam się w jego usta. Chłopak był lekko zszokowany, jednak szybko odwzajemnił pocałunek. Objął swoimi dłońmi moją twarz, a ja zatraciłam się w jego lokach. Słyszałam wiwatujących ludzi. Oderwaliśmy się od siebie, gdyż zabrakło nam powietrza. Spojrzeliśmy sobie w oczy i oboje się uśmiechnęliśmy. Przytuliliśmy się.
-Dziękuję-szepnęłam.

~Zoe~

Uśmiechnęłam się na widok całujących się Avy i Hazzy. Byliby słodką parą. Spojrzałam na zegarek. 21.20. Wyszłam z klubu i szybkim ruchem wezwałam taksówkę. Podałam adres i już po chwili znalazłam się pod domem chłopaków.  Wręczyłam taksówkarzowi należytą sumę i opuściłam pojazd. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam. Po chwili otworzył mi Liam.
-Hej.
-Ładnie wyglądasz-uśmiechnął się. Przytuliliśmy się.
-Louis u siebie?-chłopak pokiwał głową na tak. Nie licząc 3 godzin wcześniej, nie byłam tu od 2 lat. A i tak nic się nie zmieniło. Skierowałam się ku pokojowi Louisa. Chciałam zapukać, ale drzwi były otwarte.
Po cichu przez nie zajrzałam. Ujrzałam coś niesamowitego. Chłopak leżał na jednym łóżku z Amy. Oboje się uśmiechali. 
-Powiedz czasem mamię, że tęsknie za wami-uśmiechnął się lekko do dziewczynki. -No dobra trzeba iść spać, bo takie księżniczki już dawno powinny spać.-dziewczynka na zawołanie zamknęłam oczy i po chwili było już widać jak śpi.
-Jak ty to zrobiłeś?-szepnęłam. Chłopak podskoczył lekko z łóżka. Wstał z niego i skierował się ku mnie. Zamknął drzwi.
-Hej, jak impreza?
-Świetnie, niczego się nie spodziewała. Poza tym sądzę, że nas wiecznie młody Styles się zakochał-uśmiechnęłam się.-Dzięki, że się nią zająłeś. Była grzeczna?
-A jakżeby inaczej! Taka księżniczka miałaby być niegrzeczna?-uśmiechnął się. 
Zapadła chwila ciszy.
-Może zostaniesz?
-Louis...
-Nie o to mi chodzi. Amy już śpi, możesz położyć się koło niej, a ja prześpię się na kanapie.
-Nie, no co ty... Nie będę ci robić problemu-chętnie nie budziłabym Amy, bo mi naprawdę bardzo trudno ją uśpić, jednak naprawdę nie chciałam włazić mu na głowę.
-Nie jesteście żadnym problem. Zawsze możecie tu przyjść. No weź, nie daj się prosić. To rekompensata za opiekę-uśmiechnął się.
-Ok.
Pokazał szereg swoich białych zębów.
-To moja sypialnia i łazienka jest do twojej dyspozycji.
Skinęłam głową. Weszłam do pokoju, który tak dobrze znałam. Tu przeżyłam swój pierwszy raz. Tu ''powstała'' Amy. Przejechałam ręką po szafce. Spojrzałam na słodko śpiącą Am. Nie wiem jak to będzie z Louisem, ale tęsknie za nim, bardzo. Sięgnęłam do szuflady, gdzie 2 lata temu znajdowały się t-shirty. Zgadłam, nadal tam były. Wyciągnęłam jedną, którą pamiętam. Duża, biała koszulka z numerem 17 i nazwiskiem Tomlinson. Zrobiłam mu ją na pierwszy ważny mecz. Kiedy jeszcze się przyjaźniliśmy i mieliśmy po 17 lat. Uśmiechnęłam się na myśl o tym wspomnieniu.  Wzięłam t-shirt w dłoń i coś wypadło z szafy. Było to nasze wspólne zdjęcie, zrobione na balu maturalnym. Tak bardzo się zmienił, a z drugiej strony wcale. Na mojej twarzy pojawił się blady uśmiech. Schowałam zdjęcie do szafki a sama skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki, zimny prysznic. Ubrałam koszulkę Louisa. Chyba nie było dziwne, że nim pachniała. Zaciągnęłam się w tym, w zapachu Lou. 
Wyszłam z łazienki i zobaczyłam, że Louis stoi w pokoju.
-Przepraszam, przyszedłem po koszulkę-bez wahania ściągnął materiał i wrzucił do kosza na pranie. Ubrał na siebie czarny t-shirt. Spojrzał na mnie.
-Fajna koszulka-uśmiechnął się. Moje kąciki ust również uniosły się ku górze.
Gdy chciał wyjść poczułam, że ja tego nie chcę.
-Louis...-powiedziałam, na co chłopak stanął i odwrócił się w moją stronę. Pożałowałam swojej decyzji. Co ja mam mu powiedzieć? Ale z drugiej strony nie chciałam zostawać sama. Czy ja mam jakieś rozdwojenie jaźni? Dobra, raz się żyję.
-Może zostaniesz?-wybełkotałam.
Niebieskie oczy chłopaka ożywiły się. 
-Proszę.-skierowałam swój wzrok w ziemię. Dawno nie miałam momentu, że nie umiałam nic z siebie wydusić. Chłopak podszedł do mnie i mnie przytulił. Gdy tylko objął mnie swoimi ramionami poczułam się bezpieczna.
-Chcesz, żebym został?-spojrzał mi w oczy.
-Po prostu mnie już nie zostawiaj.
-Nie zostawię-szepnął i pocałował moją skroń.
Położyłam się na łóżku obok Amy. Louis zrobił to samo, tylko położył się za mną. Przytuliłam Amy do mojej klatki piersiowej, a sama oparłam się o tors Lou.
-Dobranoc, księżniczki-powiedział gasząc światło.


~~
Hej! :)
Rozdział wyszedł dość długaśny, ale myślę, że chyba nie będziecie zawiedzeni. O dziwo, rozdział mi się podoba, ale ocenę zostawiam Wam! Bardzo serdecznie dziękuję za ponad 2000 wejść, jesteście bardzo kochane <3

Na koniec chciałabym was zaprosić na moje nowe fanfiction :))
http://extraordinary-fanfiction.blogspot.com/
Niedługo powinien pojawić się pierwszy rozdział :D

To chyba tyle ode mnie, kocham Was! xx

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 5

~Avalon~

Pożegnałam się z Harrym. Uśmiechnął się i po chwili zniknął z linii mojego wzroku. Z bananem na twarzy zaczęłam szukać kluczy. Przypomniało mi się jednak, że takowych nie posiadam. Spojrzałam na zegarek w telefonie. 2.17. Amy może już spać, Zoe z resztą też. Zastanowiłam się chwilę i nagle mnie olśniło. Stanęłam na palcach i przejechałam po framudze drzwi. Znalazłam to czego szukałam, zapasowy klucz. Włożyłam znalezisko do dziurki i przekręciłam. Po cichu zamknęłam drzwi, jednak zobaczyłam, że w środku pali się światło. Zsunęłam z siebie buty i kurtkę. Najciszej jak potrafiłam, weszłam do salonu. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Zoe całowała się z jakimś kolesiem. Chyba wiedziałam kim. Z wrażenia opuściłam klucze, które trzymałam w ręce na ziemię. Oderwali się od siebie i skierowali swój wzrok na mnie. Spojrzałam na moją przyjaciółkę. Była czerwona i zdezorientowana. Popatrzyłam w prawo na jej towarzysza. Był dość wysoki i dobrze zbudowany. Miał niebieskie oczy. Na czoło spadała mu brązowa grzywka. Wyglądał na równie zdezorientowanego.
-Eeee....-próbowała coś powiedzieć Zoe. Oboje spojrzeli w ziemię. Zaśmiałam się.
Podnieśli wzrok i obdarowali mnie pytającym spojrzeniem.
-Myśleliście, że zacznę krzyczeć czy coś? Jak dla mnie to całujcie się dalej!-posłałam im uśmiech. Sięgnęłam po klucze oraz kurtkę i opuściłam pokój.

~Zoe~

Avalon weszła do swojej sypialni. Spojrzałam na Louis'a. Oboje zaśmialiśmy się. Przestałam, gdy  przypomniała mi się obecna sytuacja. Nasze oczy się spotkały. Otworzyłam usta, ale je zamknęłam. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. 
-Przejdziemy się? -spytał.
-Teraz?
-Nie, jutro. Chodź no!-uśmiechnął się.
Iść czy nie? Z jednej strony bardzo, ale to bardzo bym chciała, ale z drugiej strony nie jestem pewna.
-Ludzie mogą nas zobaczyć...
-O 2 w nocy? Proszę cię, po prostu chcę choć przez chwilę poczuć się jak kiedyś...Bo wiem, że już raczej tak nie będzie.
Co ma na myśli? 
-Wiesz, zdaję sobie sprawę, że potem jak cię zostawiłem, nie miałaś łatwo. I naprawdę będę najszczęśliwszy na świecie, jeśli choć na chwilę zapomnisz o tym, co ci zrobiłem. Wątpię w przebaczenie, ale chcę, żebyś była szczęśliwa-powiedział uśmiechnął się niepewnie.
Zupełnie nie spodziewałam się po nim takich słów. Nawet nie wiem kiedy z moich policzków poleciały łzy. Nie były to jednak łzy rozpaczy, wręcz przeciwnie. Uśmiechnęłam się przez płacz. 
-Przepraszam...
-Przytul mnie, głupku-powiedziałam, a on momentalnie objął mnie swoimi ramionami. 
-Tylko na tyle was stać?-uśmiechnęła się Ava.-Gorzko, gorzko! Jak przed chwilą! -zaśmiała się.
Czułam, że się zarumieniłam. Louis tylko się uśmiechnął. 
-Dobra idźcie się kochać, a ja zajmę się Amy...-powiedziała i puściła nam oczko.
-Ale my tylko...
-Tak, tak. ''Tylko'' spacer-przerwała mi i pokazała szereg swoich białych zębów.
-A ty co taka wesoła? Może ''tylko'' spacer z Harrym poprawił ci humor?-poruszałam brwiami.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko się zarumieniła. Ha, wiedziałam, że coś się wydarzyło.
Uśmiechnęłam się zwycięsko i ubrałam na siebie kurtkę, a na nogi wsunęłam vansy.
-Idziemy ''tylko'' na spacer? -powiedziałam udając Avę.
-Z miłą chęcią-uśmiechnął się i otworzył mi drzwi.

~Avalon~

Małe deja vu. Znowu spacer... Tylko tym razem nie ja. Uśmiechnęłam się. Nie wiem, co się między nimi wydarzyło, gdy mnie nie było, ale po raz pierwszy od wielu miesięcy widziałam najprawdziwiej uśmiechającą się Zoe. Zajrzałam po cichutku do pokoju Amy. Spała. Skierowałam się ku łazience. Zdjęłam z siebie wszystko i weszłam pod gorący prysznic. Zaczęłam sobie nucić.
So just give me one more try
To a lullaby - uśmiechnęłam się pod nosem. Umyłam włosy, potem ciało i wyszłam. Owinęłam włosy w tzw. turban. Ubrałam starą koszulkę mojego brata i szorty. To stworzyło moją piżamę. Umyłam zęby i poszłam do swojego pokoju. Sięgnęłam po telefon, który leżał na szafce. Nieodebrana wiadomość. Kliknęłam ''otwórz'' i opadłam na łóżko.

Uśmiechnęłam się na wiadomość o nowym spotkaniu, więc szybko odpisałam.



Zaczerwieniłam się, a na mojej twarzy pojawiła się podkowa.



Na moje policzki wkradł się jeszcze mocniejsza barwa czerwonego. Przed oczami miałam nasz pocałunek. Nie byłam na niego gotowa, ale cieszę się, że do niego doszło.



Na mojej twarzy widniał ogromny banan. Naprawdę go lubię, choć znamy się jeden dzień. To szalone, ale takie jest moje życie. Pełne niespodzianek, i tych miłych, jak i złych. Mam nadzieję, że Harry będzie jedną z miłych. Ziewnęłam i odłożyłam telefon na stolik obok mojego łóżka. Przykryłam się kołdrą i zgasiłam światło. Dość szybko odpłynęłam do krainy Morfeusza.

~Zoe~

Wyszliśmy z naszego apartamentu i poczułam nieprzyjemny chłód wywołany przez wiatr. Zapięłam kurtkę. 
-Kto to? -spytał.
-Ava? Moja przyjaciółka. Gdyby nie ona, nie wiem, co by było ze mną...
Chłopak na chwilę posmutniał. Nie chodziło mi o to...
-Jak dla mnie jest damską wersją Harrego-uśmiechnęłam się. 
-Słuchaj, naprawdę mi przykro...
-Louis, wiem. Nie przejmuj się. To co było, to przeszłość. Teraz to ta chwila i się nią cieszmy-moje kąciki ust uniosły się lekko. Sama zdziwiłam się tym, co powiedziałam, ale taka jest prawda. Lou nadal wyglądał na przygnębionego. Mimo, że było to z mojego powodu i sama nie wiem co teraz czuję, zrobiło mi się go szkoda. Złapałam go za rękę. Chłopak lekko się zdziwił, ale nie zabrał swojej dłoni. Zbliżyłam się do chłopaka i dałam mu buziaka w policzek.
-Jest w porządku-szepnęłam. 
Oddaliłam się lekko od bruneta i uśmiechnęłam się pocieszająco. 
-Naprawdę, wszystko jest ok-powiedziałam tak, żeby w sama to uwierzyć. I wiecie co? Uwierzyłam.

~~
Hej :))) 
PRZEPRASZAM ZA PRZERWĘ............ Ale wiecie jak to na koniec roku z tymi ocenami =.= Jeszcze jakieś testy nam robią, w międzyczasie na wycieczce byłam i jeszcze pogrzeb...
Wiem, rozdział beznadziejny.... ://
Mam nadzieję, że mi wybaczycie (:
Kocham Was i dziękuję z całego serca za wszystkie komentarze oraz wejścia 8))

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 4

~Avalon~

Lekko zdziwiło mnie zachowanie Zoe. Przed chwilą nie mogła powstrzymać łez, a teraz z uśmiechem chce wyjść z pokoju. Wstałam z łóżka i spojrzałam w oczy przyjaciółki.
-Na pewno chcesz tam iść?
-Słuchaj to, że między mną a Louisem coś zaszło, nie ma nic wspólnego z Harrym... Poza tym stęskniłam się za nim-uśmiechnęła się lekko. Nacisnęła klamkę od drzwi i złapała mnie za rękę.Wróciłyśmy do salonu, gdzie czekał na nas Harry. Gdy nas zobaczył wstał i podszedł lekko w naszą stronę.
-Jeśli wam przeszkadzam, to...
-Nie jest okej-powiedziała Zoe i się uśmiechnęła. Usiedliśmy na kanapie.
-Więc, co tam u was słychać? -rozpoczęła moja przyjaciółka.
-Dobrze, jakoś leci. A u was?
-Też.
Na początku rozmowa była trochę sztywna, jednak potem rozmawialiśmy już na prawie wszystkie tematy, oprócz Louisa oczywiście. Trochę się czułam nieswojo, gdyż oni się znali prawie 3 lata, a ja z nim może 5 godzin? Jednak i tak było dość miło. Co prawda do Zoe kilka razy ktoś dzwonił, jednak ona zawsze odrzucała. Chyba nietrudno się domyślić, kto to był.
-Na serio jesteś policjantką? -spytał z niedowierzaniem Harry.
-No tak, a co w tym dziwnego?-odpowiedziała Zoe sięgając po popcorn.
-Nic, po prostu nie sądziłem że będziesz gliną-powiedział i też zaczął zajadać.
Nagle usłyszałam, że Amy płacze.
-Pójdę po nią-powiedziała Zoe i opuściła pokój.
-Teraz już wiem, dlaczego te oczy zdawały mi się znajome...-szepnął Harry.
Po chwili, moja przyjaciółka wróciła z Amy na rękach i butelką w dłoni.
-To może ja już pójdę? I tak dużo wam czasu zająłem-powiedział i spojrzał mi w oczy.
-Może cię odprowadzę? -wyjąkałam, gdyż nie umiałam się skupić, gdy tak na mnie patrzył.
-Bardzo chętnie-odpowiedział i ukazał szereg swoich białych zębów. Wychodząc rzuciłam jeszcze okiem na Zoe, która uśmiechnęła się do mnie.
-Idź! -powiedziała tak cicho, że tylko ja to usłyszałam. Ubrałam kurtkę na siebie i wsunęłam conversy na moje stopy. Harry otworzył drzwi i mnie puścił. Zeszliśmy na dół po schodach i znaleźliśmy się przy drodze.
-Jak wracasz? -spytałam.
-W zasadzie myślałem, że może chciałabyś się przejść? -uśmiechnął się.
Boże, czemu on był taki przystojny? Poczułam jak na moje policzki wkradł się róż.
-Pewnie-nie obchodziło mnie, że jest 1 w nocy. Chciałam po prostu, żeby nie odchodził.
Szliśmy uliczkami pobliskiego parku, tam gdzie się poznaliśmy. Na dworze słychać było tylko świerszcze i co jakiś czas jakieś pojedyncze auto. Poczułam jak zimny wiatr pieści moje gołe nogi. Cóż, było dość zimno, a ja w szortach i letniej kurtce spaceruję po parku. Wzdrygnęłam z zimna. Chłopak to zauważył. Spojrzał na mnie i bez wahanie ściągnął swoją kurtkę i zarzucił mi ją na ramiona. I znowu się zaczerwieniłam. Jeansowa kurtka pachniała jego wodą kolońską. Na chwilę zatraciłam się w tym zapachu, ale dość szybko powróciłam do rzeczywistości.
-Dzięki, ale tobie nie będzie zimno? -powiedziałam i spojrzałam na niego. Miał na sobie jeansy i t-shirt.
-Nie, wolę żeby tobie było ciepło-poczułam jak robię się coraz bardziej czerwona.
-Na pewno? Nie chcę żebyś zachorował-chłopak się zaśmiał. Spojrzałam na niego pytająco.
-Lubisz się troszczyć o innych, prawda?-zapytał.
-To chyba normalne-odpowiedziałam i poprawiłam za dużą kurtkę.
-Uwierz, że w dzisiejszych czasach to tylko nieliczne wyjątki-odpowiedział i spojrzał mi w oczy. Boże, jego oczy były nieziemskie. Szybko odwróciłam wzrok, jednak nagle poczułam przypływ pewności siebie.
-Uważasz, że jestem wyjątkowa?-spytałam i odważyłam spojrzeć na niego. Uśmiechnął się.
-Zdecydowanie jesteś inna i... ładnie śpiewasz-powiedział i puścił mi oczko.
-Ty słyszałeś...?
-Przez ciebie prawie zgubiłem tą kobietę, bo nie mogłam się powstrzymać, żeby spojrzeć co wydaje tak piękny dźwięk-spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął.
-Też jesteś całkiem dobry-odpowiedziałam i pokazałam mu łobuzerski uśmiech.
-Oh, bardzo dziękuję-jego kąciki ust jeszcze bardziej się uniosły.
Szturchnęłam go ramieniem i pokazałam mu język. Chłopak oddał mi szturchnięciem. Oczywiście, o wiele lżej. Sądzę, że gdyby zrobił to swoimi pełnymi możliwościami upadłabym na ziemię.
-Skąd znasz Zoe?-spytał.
-Yy... Spotkałyśmy się w szpitalu psychiatrycznym-wybełkotałam i spojrzałam w ziemię.
-Na serio? -widocznie chłopaka zamurowało. Nie dziwię się z resztą.
-Tak, chodziłyśmy tam razem na terapię...
-Jaką?-dopytywał. Nie codziennie się pewnie dowiaduje, że jego przyjaciółka po zerwaniu z jego przyjacielem się cięła i brała dragi, a dziewczyna z którą właśnie rozmawia jest nieustabilizowana psychicznie.
-Nie martw się nie jesteśmy żadnymi psycholkami.`
-Oj co do ciebie, nie byłbym taki pewien. Pobiłaś mnie! -powiedział żartobliwie i pokazał mi język.
-Przecież, wiesz, że to...
-Spokojnie, tylko się tak z tobą droczę. Więc, po co chodziłyście na terapię?
-Zoe po urodzeniu Amy miała problemy. Brała narkotyki, cięła się... Ja po wypadku taty załamałam się i wysłano mnie tam. Moja mama tam leży, ona nie była tak silna jak ja.
-Przepraszam, nie powinienem...
-Nic się nie stało... Już przywykłam, że ludzie wyzywają mnie od świrusek i szajbusek.
-Ale ja cię...
-Wiem, tak się tylko z tobą droczę.
Chłopak uśmiechnął się i złapał mnie za rękę. Przez moje ciało przeszła ciepła fala. Spojrzał mi w oczy i zbliżył się do mnie. Był już coraz bliżej.
-Jeśli ci tak mówili, to wiedz, że po prostu ci zazdrościli. Jesteś wyjątkowa-szepnął mi na ucho.
Odsunął się ode mnie i lekko się uśmiechnął. Nie mogłam wyjść z szoku. Nie spodziewałam się tego co zrobił i powiedział. Stałam wmurowana.
-Idziesz?-jego głos przywrócił mnie do rzeczywistości. Skinęłam głową.
Wciąż nie puszczając się za ręce szliśmy w ciszy tak długo, aż znaleźliśmy się pod moim domem.
Sięgnęłam na swoje ramiona, żeby oddać kurtkę, jednak zatrzymał mnie swoim dłońmi.
-Zatrzymaj, oddasz mi następnym razem-spojrzeliśmy sobie w oczy i tak staliśmy. Mówiłam już, że miał nieziemskie oczy?
-Może buziak? -odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem.
Mimo, że naprawdę tego chciałam, nie miałam zamiaru być łatwa.
-Ewentualnie w policzek, jako zapłata za pożyczoną kurtkę.
Udał lekkie zawiezienie. Zbliżyłam się, żeby dać mu całusa w policzek, gdy on nagle zmienił moje plany i przekręcił głowę, tak że dałam mu buziaka w usta. Odsunęłam się szybko i zakryłam usta dłonią. Na mojej twarzy od razu pojawił się kolor czerwony, jednak on wyglądał na rozbawionego.
-Głupek! -powiedziałam.
-Ale kochany.
-Niech ci będzie-odpowiedziałam. Uśmiechnął się, przez co sama nie mogłam pozostać obojętna. Moje kąciki ust również się uniosły.

~Zoe~
*po wyjściu Avalon*

Uśmiechnęłam się sama do siebie. Widać było, że Avalon podoba się Harremu i z wzajemnością.
-Ciocia Ava ma chłopaka-powiedziałam do Amy, a ona się uśmiechnęła. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Tak szybko wróciła? Wzięłam Am na ręce i otworzyłam drzwi. Zamurowało mnie zupełnie.
W drzwiach wcale nie stała moja przyjaciółka, tylko... Louis. 
-C-co ty tu robisz? -wydukałam zszokowana.
-Musimy pogadać-odpowiedział i spojrzał na Amy.
-Powtarzasz się.
-Nie porozmawialiśmy jeszcze...
-I sądzisz, że cię wpuszczę? Skąd ty w ogóle wiesz gdzie mieszkam? Harry...
-Proszę-spojrzał na mnie błagalnie. Westchnęłam. 
-Wchodź. 
Wszedł do środka, a ja zamknęłam drzwi. Czemu go w ogóle wpuściłam? 
Spojrzałam na niego i nic nie mówił. Wciąż trzymałam Amy.
-To twoja córka-powiedziałam. Patrzył w ziemię. 
-Chcesz mi coś powiedzieć, czy będziesz tak podziwiał panele? -syknęłam zirytowana.
-Nigdy nie chciałem cię zostawić.
-Ale zostawiłeś.
-Wiem i to było najgorsze, co mogłem zrobić.
-Poczekaj-powiedziałam i otworzyłam drzwi od pokoju Amy, położyłam ją do łóżeczka.
-Mama zaraz wróci-powiedziałam i zamknęłam drzwi.
Wróciłam do Louisa, który przyglądał się fotografiom wiszących na ścianie.
Zorientował się, że już jestem.
-To nie ja zadecydowałem o naszym rozstaniu.
-W takim razie, niby kto?
-Modest. Każą nam robić wszystko co im przyjdzie do głowy.
-I oni kazali ci się ze mną zerwać?
-Gdy zauważyli twój rosnący brzuch, zorientowali się co jest grane. Dali mi dwie opcje... Albo się rozstajemy albo usuwasz dziecko. 
Zszokowały mnie jego słowa. Czy oni mają do tego jakiekolwiek prawa? Aczkolwiek nie chciałam nagle o wszystkim zapomnieć. To było wręcz nie możliwe.
-Powiedziałem im, że nie mam mowy na żadną z ich opcji. Oni zagrozili, że mnie wyrzucą z zespołu...
-I znowu, zespół ważniejszy ode mnie. Tak już było gdy się jeszcze przyjaźniliśmy.
-Pozwól mi dokończyć. Chciałem odejść z zespołu. Nawet już podpisałem wszystkie dokumenty.
-Ale? -wybełkotałam. Chciał odejść? Dla mnie?
-W ostatniej chwili zmienili zdanie. Powiedzieli, że jeśli odejdę cały zespół się rozpadnie i kontrakty chłopaków również wygasną. Nie chciałem ich zawieźć, bo wiedziałem ile to dla nich znaczy.
Powoli zaczęłam rozumieć, jednak wciąż nie byłam pewna.
-Mogłeś chociaż zadzwonić lub wyjaśnić.
-Myślisz, że nie próbowałem? Wtedy... kiedy zerwaliśmy nałożyli mi podsłuch. Słyszeli i kontrolowali każdy mój ruch. Kiedy chciałem do ciebie zadzwonić lub napisać zabrali mi telefon. Na niego również nałożyli podsłuch.
Stałam jak wmurowana. Nie miałam o tych wszystkich rzeczach pojęcia.
-Przecież oni nie mieli do tego prawa!
-Jak tylko Simon zadzwonił do nas, że chce z nami podpisać kontrakt nawet go nie czytaliśmy. Tylko podpisaliśmy. Był tam paragraf, że mogą kontrolować nasze życie osobiste.
W sumie wszystko miałoby sens. W głowie miałam jednak jedno ''ale''.
-Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? -odpowiedziałam i spojrzałam mu w oczy. Po raz pierwszy on też na mnie spojrzał. Jego niebieskie oczy były jak zwykle piękne. Zdawały się mówić prawdę.
Zbliżył się do mnie, przywarł do ściany i pocałował. Długo nie trwało, żebym odwzajemniła pocałunek. Był namiętny, ale pełen czułości i szczerości. Wślizgnął swój język przez moje wargi. Zatopiłam swoje dłonie w jego włosach, a on objął mnie w talii. Oderwaliśmy się od siebie i z trudem łapaliśmy oddech.
-Ponieważ cię kocham-odpowiedział.

~~
Hej hej! :D
Rozdział wyszedł dłuższy, mam nadzieję, że Wam odpowiada! :)
Przepraszam, za długą przerwę, ale wiecie jak to jest, gdy jest koniec roku ;)
Następny rozdział powinnien pojawić się w piątek, gdyż wyjeżdżam na wycieczkę i nie będę miała możliwości dodania.
Jeśli czytasz, to proszę skomentuj, to motywuje! :)
Kocham was xx

piątek, 31 maja 2013

Rozdział 3

~Zoe~

*23.51*

Twarz chłopaka od razu się ożywiła. Jego niebieskie oczy również.
-Zoe?
Usłyszałam jego głos i nogi się pode mną ugięły. Wszystkie wspomnienia wróciły. Te miłe, jak i te najgorsze, o których nigdy przenigdy nie miałam już myśleć.
-Co ty tu ro...
-Jesteście za głośno. Przeszkadzacie innym mieszkańcom. Ściszcie muzykę, albo będę zmuszona ukarać was mandatem-powiedziałam bez uczuć. Popatrzyłam na jego twarz. Był wyraźnie zszokowany.
Odwróciłam się i już miałam zamiar iść, gdy poczułam rękę na ramieniu. 
-Porozmawiajmy.
-Nie mamy o czym-odpowiedziałam nie odwracając się nawet w jego stronę.
-Pozwól mi się wyjaśnić-powiedział pełnym desperacji głosem. Nie wytrzymałam. Odwróciłam się w jego stronę.
-Wyjaśnić?! Co ty chcesz kur** wyjaśniać? To, że zostawiłeś mnie samą z dzieckiem? Akurat wtedy kiedy najbardziej cię potrzebowałam...-z moich oczu poleciały łzy- Codziennie muszę na ciebie patrzeć, bo jesteś wszędzie. Zawsze słyszę w radiu wasze piosenki. Nie ma dnia, żebym nie myślała, a co by było gdyby... Patrzę na Amy i widzę ciebie. Kiedy odszedłeś moje życie straciło sens. Gdyby nie Avalon i Amy nie wiem co by się ze mną stało. Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! Nienawidzę siebie za to, że nie umiem o tobie zapomnieć. A ciebie za to, że ty umiałeś o mnie.
Chłopak stał i patrzył w ziemię. Gdy chciałam odejść poczułam jak przyciągnie mnie do siebie. Przywarł mnie do ściany i wpił się w moje usta. Nie umiałam mu odmówić, choć bardzo chciałam. To jak mnie całował... Nie umiałam tego opisać. Było tak jak za dawnych czasów. Coś jednak we mnie pękło. Oderwałam się od niego. Ostatni raz spojrzał na mnie.
-Nigdy o tobie nie zapomniałem. 
Ominęłam Louisa i chwiejnym krokiem skierowałam się ku windzie. Jadąc na dół dotknęłam swoich ust. Jak to jest? Nienawidzę go, ale jednocześnie chcę żeby przy mnie był. Chcę, żeby tamten cholerny dzień nigdy się nie wydarzył. Chcę, żeby był obecny w moim życiu. Chcę, żeby był daleko, ale blisko. Sama nie wiem co się ze mną dzieję. Co on ze mną zrobił? Usłyszałam charakterystyczny dla windy dzwonek, który sygnalizował parter. Wyszłam niepewnie i spojrzałam w lustro. Miałam czerwone oczy, a maskara, którą lekko przejechałam rzęsy, teraz przejechała mi po twarzy tworząc czarne smugi. 
-Zoe?-odwróciłam się i ujrzałam Paula.
-Co się stało? -spytał zmartwiony.
-Nic-odpowiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
-No nie wiem...
-Nic mi nie jest. Muzykę ściszyli. Możemy już wracać.
Chłopak przytaknął i wyszliśmy z budynku.

~Avalon~

Spojrzałam jeszcze raz na Zoe. Dziewczyna skierowała swój wzrok na mnie. Była wyraźnie zdenerwowana.
-Ava, chodź na słowo.
-Poczekaj, zaraz wrócę-zwróciłam się do Harrego. Zoe pociągnęła mnie do mojej sypialni i zamknęła drzwi.
Stanęła naprzeciwko mnie.
-Więc?
-Co więc? To ty mi raczej powinnaś wytłumacz skąd go znasz!-powiedziałam.
Dziewczyna westchnęła i opadła na łóżko.
-Pamiętasz jak opowiadałam ci o Louisie, tacie Amy?-przytaknęłam.-Nie powiedziałam ci wszystkiego... Ojcem Amy jest Louis, ale wcale nie był biznesmenem, który wyjechał do Stanów. Tatą jest Louis z One Direction-powiedziała niepewnie i spojrzała na mnie.
-Ale jak to?-tylko to umiałam wydukać.
-Znam Louisa praktycznie od urodzenia. Byliśmy przyjaciółmi, potem ze sobą chodziliśmy. Byłam z nim podczas X-Factor i tam poznałam resztę chłopaków. Wszystko było ok, dopóki nie zaszłam w ciąże. Louis mówił mi, że mnie kocha i przejdziemy przez to razem, ale po jakiś 6 miesiącach mu się znudziłam i odszedł ode mnie...-ostatnie słowa zadrżały z jej ust. Z policzków popłynęły jej łzy. Od razu podeszłam do przyjaciółki i objęłam ją.
-Przepraszam, nie wiedziałam-wybełkotałam w jej włosy.
-Nic się nie stało... Ale ja go dzisiaj spotkałam....
-Louisa?-oderwałam się od Zoe i spojrzałam w jej oczy. Dziewczyna przytaknęła.
-I my... się... całowaliśmy-wyjąkała.
-CO?
-Najgorsze jest to, że chciałam tego i nie mogę teraz przestać o tym myśleć-powiedziała, a z jej oczu znowu wypłynęły łzy. Przytuliłam dziewczynę. Dawno tak nie płakała. Nagle jednak wstała, otarła łzy i spojrzała na mnie.
-Idziesz? Powiedziałaś mu, że za chwilę wrócisz-powiedziała i lekko się uśmiechnęła.

~~
Siema :D
Nie mogę uwierzyć ile już było wejść, naprawdę wielkie WOW! Uwielbiam Was <3
Już ponad 1000 wyświetleń! Aż musiałam zrobić screen'a hahaha :)
Bardzo dziękuję ze komentowanie, nawet nie wiecie jak mnie to motywuje! :3
I moje standardowe pytanie: co sądzicie o rozdziale?
Kocham Was xx

wtorek, 28 maja 2013

Rozdział 2

~Zoe~

Spojrzałam jak krople deszczu uderzają o szybę. Czekając na Paula przyglądałam się ludziom, którzy chowali się przed wodą lub po prostu biegli. Londyn zawsze tętnił życiem. Doncaster było o wiele mniejsze. Często chciałabym tam wrócić, ale po co? Tam nikt na mnie nie czeka. Tu przynajmniej mam przyjaciół.
Zobaczyłam, że Paul idzie z tacą w moją stronę. Uśmiechnęłam się.
-McChicken i cola, proszę bardzo-puścił mi oczko.
-Dzięki-odpowiedziałam i zabrałam się za jedzenie. Mój telefon zawibrował.
-Halo?-odebrałam kończąc jeść hamburgera.
-Zoe, tu Mark-świetnie. Zawsze, gdy dzwoni chce czegoś ode mnie.
-Coś się stało?
-Wiesz jak cię uwielbiam?-zaczął jak zwykle.
-Czego chcesz?
-Mogłabyś mnie dzisiaj zastąpić?-powiedział niepewnie, gdyż spodziewał się mojej reakcji.
-Dzisiaj, na serio? W piątkowy wieczór, gdzie pracuję od 6.00?
-Proooszę.
-Niech ci będzie-westchnęłam, nie umiałam odmawiać.
-Jesteś najlepsza. Mam u ciebie dług-powiedział uradowany.
-Masz i to dość spory-powiedział i się rozłączyłam. Paul spojrzał na mnie pytająco.
-Obiecałam, że go zastąpię.
-Znowu?
-Wiesz, że nie umiem odmawiać... Poza tym potrzebuję pieniędzy-powiedziałam i sięgnęłam po colę.
-W takim razie zostaję z tobą-powiedział i się uśmiechnął.-Nie próbuj się mnie nawet pozbywać, bo i tak z tobą pójdę.
Uśmiechnęłam się do przyjaciela.
-Jesteś kochany, ale...
-Coś mówiłem-powiedział odnosząc tacę i wyrzucając opakowanie po frytkach.
Podał mi dłoń.
-Idziesz?
Uśmiechnęłam się i przyjęłam jego rękę.

*23.43*

Ziewnęłam i wtedy do radiowozu wsiadł Paul z kubkami z kawą.
-Uwielbiam cię-powiedziałam i pociągnęłam łyk ciepłego napoju.
-Ulica Hornton 20/21, głośna impreza. Sąsiedzi się skarżą.
-Ok, przyjęliśmy. 
Paul odstawił kubek z kawą i przekręcił kluczyki. Zajechaliśmy pod wskazany adres w kilka minut. Przyglądałam się budynkom wokół. To najbardziej luksusowa dzielnica w Londynie. 
-Wow-wybełkotałam. 
Odpięłam pasy i wyszłam z auta. Ubrałam na głowę czapkę. Paul wyszedł za mną.
-Nie musisz, naprawdę. Dopij kawę-uśmiechnęłam się.
-Na pewno?
-To tylko impreza.
Chłopak przytaknął i wrócił do auta. Weszła do apartamentowca, gdzie od razu powitał mnie tłum wkurzonych ludzi. Faktycznie muzykę było słychać już na parterze. Wjechałam windą na samą górę. Znalazłam się pod drzwiami z numerem 21. Tu muzyka była już zdecydowanie za głośno.
Zapukałam, brak reakcji. Walnęłam w drzwi i po jakiejś minucie usłyszałam otwieranie drzwi.
Poczułam zapach alkoholu i papierosów. Ujrzałam przed sobą wysokiego bruneta, którego tak dobrze znałam.
-Louis?

~Avalon~

''Spokojnie, Avalon, opanuj się'' -uspakajałam siebie w myślach. Chodziłam po kuchni bez najmniejszego znaczenia. Nie wiedziałam co mam zrobić. Udawać, że nie wiem kim jest czy prosto z mostu się spytać? Usłyszałam grzmot, a potem ujrzałam błyskawice. Podskoczyłam w miejscu. Usłyszałam płacz Amy. 
''Dobra, kij z Harrym Stylesem, Amy płacze'' wzięłam się na odwagę i wróciłam do salonu. Ujrzałam coś pięknego. Brunet trzymał na rączkach małą Amy, nie płakała. Wręcz się uśmiechała.
-Wow, masz rękę do dzieci-powiedziałam i się uśmiechnęłam.
Chłopak odłożył małą do wózka i spojrzał na mnie. Nogi się pode mną ugięły po tym jak zobaczyłam jego wspaniałe, zielone tęczówki. Podeszłam bliżej z zadziwiającą pewnością siebie i dotknęłam śliwy pod okiem.
-Ał-syknął.
-Właśnie widzę twoje ''nic''-powiedziałam i przyłożyłam woreczek z lodem do jego oka.
Chłopak przejął lód i usiedliśmy na kanapie.
-Naprawdę cię przepraszam-odważyłam się się przerwać ciszę.
-Nic się nie stało-uśmiechnął się.
-Tak, bo wielka fioletowa śliwa pod okiem to nic-powiedziałam sarkastycznie.
-Już sobie nie schlebiaj, nie jest taka duża-zaśmiał się.
Minęło kilka godzin, które spędziliśy na wygłupianiu się, rozmawianiu, zajmowaniu się Amy, czyli po prostu poznawaniu siebie nawzajem.
Szturchnęłam go lekko w ramię, na co on odpowiedział mi tym samym.Spojrzeliśmy sobie w oczy i znowu nie mogłam wyjść z podziwu, jak zielone są jego tęczówki. Moje serce przyśpieszyło, gdy zbliżył swoją twarz do mojej. Gdy znajdowaliśmy się już dosłownie centymetr od siebie usłyszeliśmy trzask drzwiami. Ukazała nam się nieźle wkurzona Zoe. Zdjęła buty i spojrzała na nas. Nagle na jej twarzy pojawiło się zdziwienie i zmieszanie. Kątem oka zobaczyłam, że na twarzy Harrego maluje się dokładnie to samo uczucie.
-Zoe?-spytał z niedowierzaniem.
-Harry, co ty tu robisz?-odpowiedziała podirytowana dziewczyna.
Przepraszam, ale czy tylko ja nie wiem co tu się dzieję?

~~
Hej!
Co sądzicie o drugim rozdziale? Zostaniecie ze mną na dłużej? :D
Dzięki bardzo za wyświetlenia, obserwatorów i komentarze. <3 Nie sądziłam, że ktoś będzie wchodził :) Naprawdę bardzo dziękuję. xx 

czwartek, 23 maja 2013

Rozdział 1

~Zoe~

Budzik nie ubłagalnie zadzwonił równo o 5.00. Niechętnie podniosłam się do pozycji siedzącej. Ziewnęłam i  powoli wygramoliłam się z łóżka. Spojrzałam w lustro i jak zwykle. Każdy włos stoi w inną stronę, a pod oczami lekko fioletowe ślady od niewyspania. Wskoczyłam pod prysznic. Wyszłam, wysuszyłam włosy i spięłam je w koka. Nałożyłam białą bokserkę, a na wierzch mundur. Spojrzałam na zegarek. 5.47. Cicho westchnęłam. Sięgnęłam po charakterystyczną czapkę i zeszłam po schodach na dół. Wypiłam łyka zimnej kawy z wczoraj i zjadłam zimnego tosta. Wychodząc zajrzałam jeszcze do Amy. Spała. Uśmiechnęłam się i po cichu opuściłam pokój.
Wsiadłam do radiowozu, który stał przed domem. W środku siedział już Paul. 
-Hej-przywitał się z uśmiechem.
-Hej-odpowiedziałam bez entuzjazmu. Lubiłam Paul'a, ale nic nie sprawiało, że mogłam się uśmiechać o 5 rano, poza Amy. Chłopa,który był ode mnie o 4 lata starszy podał mi brązowy papier. Odwinęłam go i zobaczyłam świeżego croissanta wprost z piekarni.
-Dzięki-a jednak się uśmiechnęłam, co sprawiło, że jego kąciki ust również się lekko uniosły. Przekręcił klucz w stacyjce i ruszyliśmy.
Patrol mijał dość spokojnie. Dochodziła 13.00. W moim brzuchu zaczęło już burczeć. Paul słysząc dziwne odgłosy pochodzące z mojego żołądka zaśmiał się cicho i powiedział:
-Zabieram cię na obiad-ukazał szereg swoich białych zębów.
W mgnieniu oka znaleźliśmy się pod McDonaldem.
-Nie jest to może pięciogwiazdkowa restauracja, ale przynajmniej coś zjemy.
Uśmiechnęłam się do bruneta. Znamy się od dawna i to on załatwił mi tą robotę. Był moim przyjacielem, jeszcze kiedy chodziłam z Loui... Chwilę, obiecałam sobie, że nigdy już nie będę o nim myśleć. Choć to dość trudne, gdy znajduje go w praktycznie każdej gazecie. Często wspominają też o nich w telewizji i w radiu. Czasami zastanawiam się co by było, gdyby Amy poznała tatę...
-Idziesz?-usłyszałam głos przyjaciela.
Skończyłam moje przemyślenia i wyszłam z samochodu w kierunku wejścia.

~Avalon~

-Oj, Amy musisz zjeść! -powiedziałam zachęcając małą do skończenia kaszki dla dzieci. Pokiwała zadziornie głową.
-Jesteś jak twoja mama, tak samo uparta-uśmiechnęłam się wycierając resztki posiłku z buzi dziewczynki. 
-A co powiesz na spacer?-na ostatnie słowo na twarzy blondyneczki od razu pojawił się uśmiech. Ubrałam płaszcz sobie, a potem Amy. Usadziłam dziewczynkę w spacerówce i wyszłam na ganek. Przekręciłam klucz w drzwiach i schowałam go do torebki. Skierowałam się w stronę najbliższego parku. Szłam powoli alejką  omijając tłumy pędzących ludzi. Nie przyzwyczaiłam się jeszcze do Londynu. Jestem tu tylko ze względu na mamę, Amy i oczywiście Zoe. Tęsknie za Ian'em, ale musi nam wystarczyć Skype. Usiadłam na ławce na przeciwko małego stawu. Na niebie pojawiły się szare chmury, choć na razie nie padało. Widziałam, że Amy powoli zamyka oczka. 
-So just give it one more try. To a lullaby. And turn this up on the radio. If you can hear me now. I'm reaching out...-zaczęłam cicho nucić. Nagle usłyszałam krzyk. Oczy małej momentalnie się otworzyły ukazując jej piękne niebieskie tęczówki. Zobaczyłam dość dobrze zbudowanego mężczyznę, na oko w moim w wieku szarpiącego się z jakąś panią o torebkę. Nienawidzę takich ludzi. Jak można kogoś okradać?! Podbiegłam do chłopaka i bez wahania wymierzyłam mu pięścią w twarz. Kobieta z torebką uciekła, a ja z przerażeniem spojrzałam na bruneta z lokami, który z bólem zasłonił swoją twarz. Otworzył swoje oczy i ujrzałam coś niesamowitego. Były takie zielone, że trudno to opisać.
-Ał! Czemu to zrobiłaś?-spytał raczej z bólem niż z gniewem.
-Ch-chciałeś ją okraść-wydukałam.
-To ona okradła tamtą panią-powiedział wskazując na starszą panią kierującą się w naszą stronę.
-MATKO BOSKA! Co ci się stało? Przepraszam nie powinieneś, ale dziękuję, że mi pomogłeś. Jesteś dobrym chłopcem. -powiedziała starsza pani i odeszła.
-Przepraszam -powiedziałam czując się zażenowana całą sytuacją.
-Nic się nie stało, ale powiem ci, że prawy sierpowy to ty faktycznie masz niezły!-powiedział i się uśmiechnął. Zobaczyłam,że z pod jego okiem robi się fioletowa śliwa.
-Boże, co ja zrobiłam!
-Spokojnie, naprawdę nic mi nie jest.
-Nic nie jest? Chyba siebie nie widzisz! Mieszkam niedaleko stąd, naprawdę daj sobie pomóc.
Chłopak w końcu zgodził się. Wróciłam po Amy, która zafascynowała się gołębiami, które jadły rzucany przez starszą panią pokarm. Naprawdę nie wiem co z nią jest nie tak, ale uwielbia gołębie.
Brunet lekko się zdziwił widząc dziecko.
-To nie moje, to córeczka przyjaciółki, Amy.-Chłopak przykucnął przy wózku i przywitał się z dziewczynką. Mała uśmiechnęła się na widok nowego znajomego. 
-Łał, jej oczy są takie... 
-Niesamowite? -dokończyłam.
-Też, ale mam wrażenie, jakbym gdzieś je widział.
Właśnie cały czas odczuwam to wrażenie patrząc na chłopaka, który właśnie wpatruje się w Amy. Nawet nie wiem jak się nazywa, a zaprosiłam go do domu! Avalon co się z tobą dzieje?
-Tak w ogóle to jestem Harry-uśmiechnął się.
-Avalon.
-Czekaj, ja mieszkam tu. -powiedziałam wskazując na apartament.
Weszliśmy do mieszkania. 
-Rozgość się.-rzuciłam i poszłam w stronę kuchni. Wyjęłam z zamrażarki lód. Wzięłam też ciastka z szafki. Wyrzucając opakowanie zobaczyłam coś w koszu. Była to pomięta gazeta. Był na niej jakiś zespół. Niby zwyczajny, ale na niej był koleś identyczny do Harrego. Nagle coś mi zaświtało. Harry Styles z One Direction właśnie siedzi w moim salonie.

~~
Pierwszy rozdzialik już jest ^.^ Dzięki za miłe słowa pod prologiem :))

środa, 1 maja 2013

Prolog

*lipiec, 2010 rok*
~Avalon~

Siedziałam w poczekalni, nerwowo uderzając stopą o ziemię. Zdążyłam już przeczytać każdą kartkę, która wisiała na ścianie. Od prośby o zakładanie obuwia zmiennego do informacji, gdzie odbywają się jakie badania. Spojrzałam na moje nogi. Miałam na sobie stare, brudne trampki. Moja stopa niemiłosiernie stukała o podłoże z denerwowania.
-Na pewno nic mu nie będzie-powtarzałam sobie w myślach. Nagle usłyszałam hałas. Podniosłam głowę i ujrzałam jego. Poderwałam się z miejsca i pobiegłam w stronę łóżka. Weszli na jakąś salę. Od razu chciałam tam wejść, jednak poczułam czyjś dotyk na ramieniu.
-Kim pani jest? -zwróciła się kobieta w fartuchu.
-Jestem jego córką.
-Niech pani się nie denerwuje. Pan Ward właśnie będzie operowany.
-I ja mam się nie denerwować?! -krzyknęłam.
-Niech pani się uspokoi. Dam pani jakieś tabletki...-powiedziała i zaczęła szukać czegoś w swoim fartuchu.
-Nie, dziękuję. Nie mam w zwyczaju brania tabletek od nieznajomych-powiedziałam dość groźnie, co rzadko mi się zdarzało.
-To ci pomoże-odpowiedziała jakby nie zważając na moje słowa i podała mi dwie kapsułki oraz plastikowy kubeczek z wodą.
Niepewnie sięgnęłam po podane lekarstwa. Połknęłam tabletki i usiadłam na moim wcześniejszym miejscu. Siedziałam i wpatrywałam się w plakat, który wisiał na ścianie. Przedstawiał małe dziecko, a nad nim dwoje rodziców. Na górze widniał napis ''Zaszczep dziecko na rotawirusy!''. Nagle poczułam wibracje telefonu. Zaczęłam poszukiwać go w mojej torebce. Tabletki mi wcale nie pomogły. Ręce mi się trzęsły i byłam jeszcze bardziej zdenerwowana. W końcu znalazłam i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Avalon? Jak tata? -usłyszałam w słuchawce Iana.
-Nie-nie wiem. Zabrali go i ma teraz operacje, ale nie chcą mi nic powiedzieć.
-My już zaraz będziemy.
-Dobra to jest drugie piętro, pawilon C.
-Ok, przyjąłem. Pa-rozłączył się.
Po chwili z sali, gdzie przed chwilą wjechał mój tata wyszli lekarze. Mieli spuszczone głowy. Moje serce zabiło tysiąc razy na minutę.
-Przepraszam, pani z rodziny? -zwrócił się do mnie pan w średnik wieku ubrany w fartuch, a na plakietce widniało Dr Grey.
-T-tak-wyjąkałam pełna najgorszych przeczuć.
-Przykro mi, ale....
-Nie...
-Pani tata dostał wylewy wewnętrznego i nie zdołaliśmy go zatamować.-po tych słowach z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Opadłam na ławkę i zakryłam twarz w dłoniach. Nie może tak po prostu zniknąć... Nie może! 
-O nie... -usłyszałam głos Iana.
Podniosłam głowę do góry i rzuciłam się chłopakowi na szyję. Podniosłam głowę z pod ramienia brata i ujrzałam mamę. Nie płakała, ale wyglądała jakby zaraz miała umrzeć.
-Mamo...?-szepnęłam, na co kobieta zaczęła kołysać się na boki. Upadła i zaczęła płakać.

~Zoe~

-Czyli po prostu mnie zostawisz?! -krzyknęłam mu w twarz.
-Posłuchaj...-zaczął, jednak nie dałam mu dokończyć.
-Jesteś dupkiem. Mówiłeś, że mnie kochasz, a jak zaszłam w ciążę to nagle już nie! 
-To nie jest tak...
-A jak?! -krzyknęłam.
Chłopak spuścił głowę i skierował swój wzrok na ziemię.
-Tak myślałam... Wynoś się stąd i nie wracaj! -syknęłam zagryzając policzki od środka, żeby się nie rozpłakać.
Brunet skierował się ku wyjściu, w drzwiach jednak stanął i spojrzał na mnie.
-Przepraszam. -szepnął i opuścił mieszkanie.
Zamknął drzwi, a ja upadłam na podłogę. Jak on mógł mi to zrobić? Znamy się praktycznie od urodzenia. Parą jeste... byliśmy prawie 3 lata. Zapewniał, że mnie kocha. A teraz tak po prostu odszedł. Zostawił mnie i nasze dziecko. I co ja mam niby teraz zrobić? Do ojca na pewno nie pójdę, a nawet jeśli to co. I tak nic mi to nie da. Pracy nie mam. Miałam iść na studia, ale teraz? Mam trochę oszczędności, ale nie wystarczy na długo. Nie mam nikogo na kim mogłabym polegać. Jedyna osoba właśnie mnie opuściła. Nienawidzę go za to, że odszedł. Nienawidzę go za to, że jest dupkiem. Ale najbardziej za to, że go kocham.

~~
Hej :)
Jest prolog! Wiem, że smutny, ale tak już wymyśliłam. Mam nadzieję, że spodoba Wam się tutaj i będziecie tu zaglądać. :D